|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Pokrzywa
Dołączył: 04 Wrz 2008
Posty: 86
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
|
Wysłany: Pią 21:36, 06 Lut 2009 Temat postu: [M] To, co było |
|
|
Miniaturka już dość stara. Pierwsza z tych, które napisałam zaraz po wywaleniu wszystkich wcześniejszych do kosza. Niemniej jednak czasem do niej zaglądam i staram się poprawiać, żeby lepiej brzmiała. I w nadziei na pomoc w tym jakże wzniosłym zadaniu publikuję. Pewnie biedny tekścik zbierze ostry ochrzan. Trochę szkoda, bo mam do niego sentyment.
Kogoś może gryźć obecność wątku homoseksualnego, więc jak nie lubi, niech nie czyta. Żadnych specjalnych scen nie ma, ale...
_________________________________________
Szosa jest całkowicie pusta, ale na polskich drogach lepiej za bardzo nie wciskać gazu. Podstępne dziury, pułapki czają się wszędzie. Na dodatek nie można samochodu nawet na chwilę spuścić z oka, bo zaraz coś odkręcone, bądź też szyba zbita. Mówi się, że stereotypy są złe i trzeba je pokonywać, ale Polacy tego nie ułatwiają, pokazują, że mity na ich temat są słuszne.
Jak chociażby poznać ich na naszych plażach? Oni jedyni zawsze zostawiają kogoś do pilnowania ręczników i ubrań, oni zawsze zamykają domki na klucz, nawet nocami, gdy są i na pewno nikt nie wlezie. Nie, sami nie kradną. Ale czy byliby tak przezorni, gdyby nie było u nich, w ich kraju, powszechnego złodziejstwa?
Sam kiedyś byłem świadkiem, jak widziała, że pewnej babce wypadło z kieszeni pięćdziesiąt złotych. Dla niej to na pewno była suma kolosalna, ale zanim w ogóle pomyślała o zawołaniu tej kobiety, zlustrowała ją całą, by w końcu zauważyć jakieś stuprocentowe oznaki bogactwa. Schowała banknot do kieszeni, mimo iż prawowita właścicielka była w zasięgu wzroku.
Zwinęła też parę rzeczy z pracy. Co dobre, to zwinąć.
Ale i też mają słuszność, tak długo żyli w takich warunkach, że odcisnęło się to na psychice narodu. Nie mam do nich żalu. Sam widziałem, jak ona żyje, tutaj ludzie nie mają prawie nic, zwłaszcza zaraz po zmianie ustroju. Może nie takie zaraz. Parę lat już chyba będzie. Nie wiem. To ona wtedy ganiała z nim po ulicach, ja sobie siedziałem spokojnie na studiach w Monachium.
Mam do nich żal tylko za tę nietolerancję - ilekroć słyszą mój akcent, odwracają się ode mnie. Niemiec, Szwab. Pewnie byłoby też i: pedał, nazista, hitlerowiec, wracaj do swoich, morderco, ale ci, co ich znam, boją się, bom chłop rosły i silny. Nie to co ona czy on.
Nie chcę tu przyjeżdżać, za dużo wspomnień wiąże się z tym krajem. Nie mam ochoty też ich odwiedzać, ale niestety, jakoś muszę dotrzeć z Czech na północ Niemiec. Ponadto mam siostrę w Szczecinie, o ile zechce mnie widzieć. Ale myślę, że powita mnie z otwartymi ramionami. To, jaki jej łomot spuszczałem, jak byliśmy młodsi, nijak się ma do tego, co teraz przechodzi z mężem-alkoholikiem.
Aż dziw bierze, że tak mocne polskie łby w ogóle łapią alkoholizm. Nieraz widziałem, jak oni pili. Ja już leżałem pod stołem, nie mogąc nawet samodzielnie siedzieć, a ci byli w stanie jeszcze czysto śpiewać. Trzy promile alkoholu we krwi to dawka śmiertelna - tyle, że nie dotyczy Rosjan i Polaków. Dziadzio na wsi dziesięć promili ma i trzyma się na rowerku, jakoś jedzie. A po co jedzie? Po piwko.
Bywałem w różnych miastach, ale dopiero teraz mogę w pełni zobaczyć ogrom zmian. Oczywiście, mniejsze miasteczka to sobie mogą się zmieniać - robią to tak wolno, że pewnie za sto lat się jakoś ogarną, ale przypuszczam, że Kraków wygląda teraz dużo barwniej niż wtedy, w środku lat dziewięćdziesiątych. Nie wiem, czy to dobrze. Nie przepadam za tym całym zachodnim brokatem. Te miasta, gdzie tego nie ma, które są nadal szare i niewskazujące na aktywny rozwój kapitalizmu, przypominają mi o starych, dobrych latach, kiedy to mieszkałem tu z nimi. Z nią i z nim.
Wspomnienia! Stare czasy nie wrócą, między nami się popsuło, jak w wypadku większości związków międzynarodowych. Różnice kultur, czy coś, nie wiem. Coś sprawia, że wszystkie znane mi związki mieszane się rozpadły. Sam nie jestem czystokrwistym Niemcem, raczej Szwajcarem, po części także Duńczykiem, i chyba nawet krwi tatarskiej trochę we mnie płynie. A wychowałem się u słoweńskiej ciotki i to Słowenię uważam za ojczyznę.
Ale mogę wspominać, Polska dla mnie jest krajem wspomnień. A to były najpiękniejsze lata mojego nędznego życia, kiedy porzuciłem moje werteryczne zachowanie i pozwoliłem sobie na to artystyczne życie, niepewne, niestałe życie chwilą obecną.
Ona? Artystka, uzdolniona wszechstronnie, oczywiście poza robieniem kasy. Tego nie umiała jak mało kto, chociaż osóbką była dość śliską, i bardzo luźno traktującą sobie uczciwość. Nie znaczy to, że nie miała zasad moralnych, wręcz przeciwnie. Tylko były one odrobinkę inne niż ogólnie przyjęte.
Potrafiła pokazać nawet moim opornym oczom swoją wizję świata.
Ale ona była rozmyta. Tak dobrze się dostosowywała do sytuacji, że prawie jej nie pamiętam. Dużo wyraźniej zachował mi się w pamięci on, może dlatego, że nasze relacje były bardziej zażyłe. Ona nie była zdolna do bliższych relacji.
Jego pamiętam nadal wspaniale. Ciemnowłosy, drobny chłopak, bardzo byli do siebie podobni - w końcu rodzeństwo. Był śliczny, ale nie był typem słodkiego chłopaczka, miał w sobie coś, co dawało mu stalowe nerwy. Starał się nie chwiać życiowo, jak wciąż chwiała się ona. Opiekował się nią, chyba nie była do końca normalna - może to ta anormalność kazała jej do mnie wtedy podejść i oburzyć. Przybiegł i przeprosił, ale ona była już gdzieś indziej. Później przywykłem. On też czasem okazywał tą cechę "jak coś powie, to już powie".
Tęskniłem za nim, za jego drobnymi natręctwami, ciągłym odgarnianiem włosów, które zawsze były za krótkie, by je założyć za ucho, a na tyle długie, że wchodziły do oczu - bardzo pięknych oczu. Tęskniłem za jego dłońmi, aksamitnymi dłońmi artysty; zdawał się mnie modelować pod palcami jak glinę, wypiekał potem w tym żarze długiego oczekiwania, aż wróci ze swoją porąbaną siostrą i znów zacznie modelować. A ona znów gdzieś zniknie, zanim on skończy mnie całować i prowokować, bym się zwyczajnie na niego rzucił. Jurny był wtedy ze mnie chłop.
Tęskniłem także za tym jego pomrukiem, kiedy wtulał mi twarz w szyję, za muśnięciem ust, za walkami na poduszki, i nie tylko poduszki, które zawsze kończyły się tak samo, kto tym razem będzie górą, za jego spokojną akceptacją, gdy znów, gdy byliśmy w łóżku, gryzłem go w ramię. I ten ogień, który umiał wzniecić jednym pociągnięciem palców po karku czy też innej równie niewinnej części ciała.
Za intuicją, która, w nieco mniej przerażającej formie niż u jego siostry, pozwalała zawsze odgadnąć, kiedy czułem się źle i byłem smutny, by schodzić mi z drogi, ale przy okazji to posegregować jakieś moje papierzyska, to zmienić pościel w naszym łóżku na moją ulubioną. To było w porządku, ta jego empatia, ale ona niemal czytała w myślach. Wtedy, gdy było mi źle, robił herbatę. Zawsze czekał przy czajniku, stojąc w nieco zbyt kobiecej pozie. Zawsze starannie wyjmował torebkę herbaty z pudełka i zalewał ją wodą, niemal linijką odmierzając ilość wrzątku w szklance. Potem wyjmował i wyciskał torebkę, odkładał ją na później.
Perfekcjonista. Gdy mu się coś nie udawało, cierpiał dzikie katusze, zawsze trzeba było go uspokajać, głaskać po głowie, zapewniać, że się go kocha, nawet jeśli jest ciamajdą i nieudacznikiem. Wydymał wtedy usta, potem robił groźną minę, ale moment rozpaczy był już za nim, i udawał, że się obraził.
Od jakiegoś czasu byłem w mieście. Postanowiłem zatrzymać się gdzieś w sklepie i kupić im coś. Tak dawno ich nie odwiedzałem, nie byłem nawet pewien, czy trafię. Kupiłem drożdżówkę - byłem głodny, oraz jednego kwiatka - dla niej. I znicz, taki otwarty, spodkowaty znicz. Kochała takie i kolekcjonowała je. Miała już wszystkie do wyboru do koloru, ale nigdy ich nie zapalała dopóki nie miała drugiego, identycznego. Ogromne ilości zniczy.
Jego, zdaje się, nie muszę przebłagać, będzie szczęśliwy, że jestem.
Wróciłem z zakupami do samochodu i rzuciłem na siedzenie pasażera. Pani w sklepie była miła, nie patrzyła na mnie wrogo z powodu akcentu. Pewnie przywykła. Z tą myślą wyjąłem z kasetki mapę i zacząłem studiować dojazd, żując bułę, wyraźnie wczorajszą. Nie cierpię nieświeżego słodkiego pieczywa. Skupiłem się na planie miasta. Jakoś sobie dam radę, droga dość prosta. Pojechałem więc, ale i tak udało mi się zabłądzić.
Zatrzymałem się przed ciemnym płotkiem i furtką obłażącą z farby i rdzy. Otworzyłem drzwiczki, skrzypiące niemiłosiernie i ruszyłem ścieżką, ściskając w dłoni kwiat, w drugiej znicz.
Tak, to tu. Czarna płyta, zatarte już pismo z zawijasami. Trzeci grób od wejścia. Omszały. Ten bez krzyża.
Trafiłem.
Ostatnio zmieniony przez Pokrzywa dnia Pią 21:38, 06 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Minea
Administrator
Dołączył: 25 Kwi 2008
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Olsztyn
|
Wysłany: Pon 14:06, 09 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Mam dość mieszane uczucia wobec tekstu. Ale od początku.
Nie wiem czy ci to już mówiłam, a jak tak to się najwyżej powtórzę, masz bardzo dobry styl. Nie ma u ciebie powtórzeń, rażących błędów stylistycznych czy interpunkcyjnych. Twoje opisy są plastyczne, ładnie dobierasz słowa. Przez to miniaturka jest bardzo klimatyczna. Prowadzisz czytelników przez całą sytuację, a choć nie ma żadnej porywającej, trzymającej w napięciu akcji i tak wodzisz nas za nos. Pewne zastrzeżenie pojawiają się w kwestii pomysłu. Takich miniaturek jest na pęczki, a założę się że powstanie jeszcze więcej. U ciebie jest o tyle dobrze, że oszczędziłaś nam patosu, mroczności czy smutnych refleksji przyprawiających bardziej o mdłości niż o łzy wzruszenia. Fajnie wykreowałaś też postać. Podoba mi się ten dystans bohatera do przeszłości, a jednak dałabym sobie rękę uciąć, że gdzieś głęboko szarpią nim wspomnienia i nie dają mu spokoju. Wróćmy jednak do pomysłu. Wydaje mi się, że ta miniaturka ma wielki potencjał. Po pierwsze, zakończenie. Bardziej by mnie poruszyła Ich dalsza egzystencja, aniżeli śmierć. Wtedy człowiek sobie myśli, a było tak pięknie, teraz jest inaczej, bo wydaje mi się, że motyw śmierci bohaterów został już na tyle sposobów wykorzystany, wydeptany, znany i używany, że czytelnik uodpornił się już na taką kolej rzeczy. Oczywiście zdarzają się wyjątki, od razu mówię, bo sama wiem, że są utwory, w których ze śmiercią postaci pogodzić się nie potrafimy. Ale wracając do utworu właściwego, secundo: długość. Pokrzywo kochana, ty masz takie wspaniałe czasami teksty, że aż szkoda, by ich nie rozbudować. tak samo jest tutaj. Naprawdę dobrze by zrobiło tekstowi, by go przedłużyć o opisy, sytuacje, parę słów o przeszłości, jak zginęli. Tajemniczość jest dobra, ale w tym przypadku zasłania nam fabułę. Bo w tej formie, w jakiej nam teraz go przedstawiłaś fabuła jest lekko chwiejna, że się tak wyrażę, i nie mamy na czym jej oprzeć. bo facet przyjeżdża z Czech (po co tam jechał, na co, dlaczego, a skoro to nieistotne po co o tym wspominasz) przez Polskę do Niemiec. Wspomina Ją i Jego. Kilka mglistych wspomnień, myśl, że ich odwiedzi i groby, symbolizujące ich śmierć (że co? jak? jak zginęli? umarli?).
Na twoim miejscu popracowałabym nad tym, ale to ty jesteś autorką, a mnie pozostaje wyrazić jedynie swoją opinię. Także styl na tak, ale popracuj nad rozwinięciem myśli, bo chyba za bardzo przywiązałaś się do miniaturek, a jak tu przejść do porządku dziennego nad tym, że takie fajne pomysły się marnują.
Minea.
PS: Przepraszam za nieskładny komentarz i mam nadzieję, że z tego bełkotu da się coś zrozumieć. Czekam na więcej.
|
|
Powrót do góry |
|
|
ma_dziow
Dołączył: 28 Kwi 2008
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Nie 22:37, 15 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Przyznam, że inne Twoje teksty bardziej do mnie trafiają, Pokrzywo.
Do tego mam mieszane uczucia. Końcówka rzeczywiście poruszająca, ale przez resztę brnęłam z trudem. Narracja pierwszoosobowa jest niezwykle trudna i moim zdaniem nie poradziłaś sobie z nią. Próbowałaś stworzyć tu jakieś emocje, ale nie da się tego zrobić z tak długimi zdaniami i chaosem myśli. Nie wiem, może ja jestem skrzywiona przez uwagi Vil, ale mam wrażenie, że to wszystko jest jakieś takie sztuczne. Stosujesz niepotrzebne powtórzenia, okraszasz to banalnymi schematami na temat Polski i Polaków...
Nie wymyśliłaś w tej materii nic nowego. To samo czytałam w dziesiątkach tekstów, a na artykuły Newsweeka ostatnio reaguję alergicznie. Pierwsze akapity Twojego opowiadania jest po prostu jak zbiór usłyszanych, powtarzanych ciągle stereotypów.
Na dodatek nie wiemy, o czym właściwie jest ten tekst, bo za dużo myśli jak na taką długość. Już ci to pisała Minea, by tekst rozwinąć, wzbogacić.
Trzeba byłoby go też uporządkowac, bo gryzą mi się egzystenacjalne mysli przeplatane żuciem bułki. Szczerze, miałam problem ze skupieniem się na czytanych przeze mnie zdaniach, jakoś nie mogłam ich razem ogarnąć. Za dużo powciskanych tu wspomnień, przemieszanych z banałami i Bóg wie czym jeszcze.
piszesz fajne teksty, ale ten wyjątkowo do mnie nie trafił. Nie dopracowałaś go.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|