|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Pokrzywa
Dołączył: 04 Wrz 2008
Posty: 86
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
|
Wysłany: Czw 14:41, 05 Mar 2009 Temat postu: [M] 1980 |
|
|
Niestety muszę umieścić w tym dziale, bo lekko bazuje na X-men, chociaż nazwa "X-men" w tym opowiadaniu nawet się nie pojawia. Myślę o zrobieniu cyklu takich opowiadań, jak to.
___________________________________________
1980
Śnieg. Wszędzie śnieg. Nawet na szczycie Muru dumnie tkwi biała czapa. A można byłoby pomyśleć, że Mur wymyka się czemuś tak prozaicznemu, tak pospolitemu, oddzielając nas od prawdziwego życia. Brakuje tylko drutu kolczastego na szczycie, żeby całość wyglądała jeszcze bardziej złowrogo.
Ilekroć wyglądam przez okno, widzę Mur. Jest za daleko, bym mogła do niego doskoczyć, ale może wyjątkowo zwinny kot jakoś dałby radę się przedostać na zewnątrz. Tylko po co by mi to było? Tutaj jesteśmy wszyscy - ja, siostra z mężem i córkami. I mama, ale mama się prawie nie odzywa, odkąd tata trafił do więzienia. Od tego czasu nie mamy z nim kontaktu i możemy się tylko domyślać, co się stało.
Ciągle wracam myślami do czekolady w mojej torebce. To prawdziwa czekolada, nie jakiś wyrób czekoladopodobny - czegoś takiego się zjeść nie da, jest to zbyt paskudne. Nie muszę chyba mówić, że jestem bardzo dumna - w końcu zdobyć taki rarytas jest naprawdę trudno. Długo stałam pod sklepem, żeby kupić tę jedną tabliczkę dla siostrzenic. Będą musiały się podzielić, bo Heike nie udało się niestety zdobyć nic poza kilkoma pomarańczami. Jak zawsze dawali jedną na osobę. Podobno nawet mama stała po nie w kolejce. Przy okazji załapały się też na rodzynki, ale pewnie wymienią się z tą sąsiadką od ciast, ona miała stać z całą rodziną po masło.
W końcu to nie są zwykłe święta. Siostrzenice miały szczęście obie urodzić się w dwudziestego czwartego grudnia i właśnie kończą dziesięć lat. Bliźniaczki. Opiekuję się nimi jak mogę, zastępują mi niemal własne dzieci.
Pośliznęłam się na lodzie. To mnie wyrwało z rozmyślań - przez to, że zawsze chodzę z głową w chmurach, zwykle idę mechanicznie do domu. Ale teraz prosto ze sklepu miałam się udać do rzeźnika. Nie szkodzi, w sumie mogę się cofnąć odrobinę. Powinnam zdążyć na czas, jak trochę przyspieszę tempo. Mam tam koleżankę, Sabine, która daje mi zawsze cynk, kiedy co i gdzie zostaje rzucone na ladę, ale sama też muszę dbać o swoje interesy. A dziś chciałabym się załapać na szynkę.
Przy okazji może ta dziewczyna szepnie mi parę słówek o wydarzeniach ze świata za Murem. Sporo czasu zajęło zanim zorientowałyśmy się, że jesteśmy tego samego rodzaju - rodzaju dziwolągów, jak to się po cichu u nas nazywa.
Ale teraz są święta. Nie powinnam się przejmować niczym poważnym, a dziwolągi zza Muru to bardzo poważna sprawa. Nie chcę, by takie sprawy psuły mi świąteczną gorączkę, za bardzo lubię tę krzątaninę, nieśmiałe lampki na wystawach sklepowych, zawieje śnieżne, a nawet stanie na mrozie w kolejkach. Gdy ubieram choinkę u siebie w domu, zakładam bombki w absolutnej ciszy, padający śnieg zasłania widok zza Muru… mogę się wtedy odprężyć i nawet czasami czuję, że nie mogłam wymarzyć sobie lepszego życia.
Znów muszę łapać równowagę. Moje buty kiepsko spisują się na śliskim chodniku, pokrytym cienkim lodem. Ja się chwieję albo i wywracam, a milicjanci zachłannie patrzą, jak wiatr podwiewa mi płaszcz i spódnicę. Nie lubię takich spojrzeń, ale z dwojga złego wolę, by gapili się na moje nogi niż na twarz. Jeszcze uznają mnie za jakąś podejrzaną, zechcą przejrzeć mój plecak albo torbę, zadziwiająco często pełne nielegalnych, zachodnich czasopism.
Odniosłam wszystkie zakupione smakołyki do siostry, w końcu u niej będzie Wigilia. A i też nie chciało mi się wszystkiego nosić do siebie, za daleko mieszkam.
Idę nerwowo, chociaż bardzo staram się nad sobą panować. Podobno Elke się o mnie martwi. To miła dziewczyna, dopiero szkołę kończy i będzie próbowała startować na studia. Przedstawicielka typowej, aryjskiej urody - jasne włosy, jasne oczy. Zawsze jej tego zazdrościłam, sama jestem stosunkowo nijaka. W mojej obecnej sytuacji powinnam jednak za to dziękować Bogu.
Warto też wspomnieć, że Elke, razem ze mną i tą koleżanką od rzeźnika, aktywnie działa w naszym małym podziemnym kółku wsparcia. Jest jasnowidzem, więc jeśli chodzi o przewożenie niedozwolonych pism i materiałów jest świetna. Lepszego kolportera wymarzyć sobie nie można.
Wadą jest jednak to, że jest trochę histeryczna. Niemniej jednak każdy jej ostrzeżenia traktuje poważnie, w końcu dziewczę widzi przyszłość lepiej niż niejedna wróżka. To zupełnie inny dar niż mam chociażby ja czy Sabine. Zresztą Sabine też jest niezła, jeśli chodzi o przewóz zakazanych materiałów. One dwie umieją się zakamuflować, ukryć, a u mnie w domu od dawna jest podsłuch, nie mówiąc już o szpiegu, który chowa się za wszystkimi okolicznymi drzewami czy murkami, chyba nawet nie dbając o to, że powinien być niedostrzeżony i że nie powinnam wiedzieć o jego istnieniu.
Biedny człowiek, taka praca musi być koszmarna - ciągle tylko zima, mróz i nuda. Mimo to jakoś mi go nie żal. Jest szpiclem, to niech marznie. Może narobię mu kłopotów i umknę, tylko muszę znaleźć jakąś wąską, krótką uliczkę.
Ale to później, teraz za bardzo nie mam na to czasu. Czeka mnie jeszcze kilka sklepów do odwiedzenia, może uda mi się kupić porządne buty, bo w tych mi nogi marzną, nawet po nieznacznym użyciu mojego daru. Wyjątkowo przenikliwy chłód, aż nie chce się wychodzić z domu.
Nawet szare, chropowate bloki, od dawna nieodnawiane kamienice, wszystkie miejskie budynki zdają się kulić i przytulać do siebie nawzajem. Byle podmuch wiatru jest w stanie wzburzyć do lotu drobinki sypkiego śniegu z białych czap na dachach i drzewach. Ludzie nie przemykają przy ścianach, jak zwykle, bo ze wszystkich parapetów zwieszają się długie, ostre sople, gotowe w każdej chwili spaść.
No, może dramatyzuję. Sople całkiem nieźle się trzymają, ale jak zaczną się roztopy, będzie ciekawiej. Wtedy już na bank będę musiała mieć nowe buty. Nie zamierzam chodzić w drewniakach całą zimę, jak to było dwa lata temu. Dobrze, że akurat wtedy nie było wielkiego mrozu.
***
Święta, święta i po świętach, myślę smutno, wracając do pustego mieszkania. Od czasu, gdy tatę aresztowano, mieszkam sama, bo ze względu na pracę nie mogę opiekować się mamą. Jest chora, a jeszcze po tej całej aferze też psychicznie niedomaga. A Heike zawsze jest w domu, opiekuje się dziećmi i dba o mieszkanie. Kiedyś pracowała razem ze mną, ale chyba dużo bardziej odpowiada jej bycie gospodynią domową. Szybko sprzątnie, ugotuje, upierze i cały dzień ma na czytanie książek. Szczególnie pasjonują ją te, które przynoszę co jakiś czas, podziemne, pisane tak małym druczkiem, że moje oczy nie są prawie w stanie tego odczytać bez użycia specjalnych zdolności.
Zacieram ręce i wciskam je głęboko w kieszenie.
W pewnym momencie jednak w mojej głowie pojawia się światełko alarmowe. Pod mój domem podjeżdża samochód, ale nie jakiś tam samochód, tylko milicyjna suka. Obawiam się, że to już koniec zabawy. Zabiorą mnie tak samo jak tatę, a nie mam się gdzie ukryć. U siostry czy u znajomych sprawdzą, a jeszcze narobię bliskim kłopotów…
Jakoś nie czuję się specjalnie przestraszona - co więcej, przepełnia mnie pewność siebie. Podnoszę kołnierz, naciskam mocniej czapkę na oczy w nadziei, że nie rozpoznają mnie od razu i wchodzę do klatki schodowej, błyskawicznie - zepsute drzwi nigdy nie są zamknięte. Puszczam się galopem na drugie piętro, do domu.
Wciskam klucz do zamka, przekręcam kilkakrotnie i jestem w środku. Nie zamykam na zasuwę - bo i po co? Wyważą, drzwi zniszczą, a ja mam już pewien pomysł. Biegnę do okna w kuchni, tego najbliżej Muru, otwieram je i gnam do pokoju dziennego, by mieć rozpęd do skoku. Huk drzwi otwieranych kopniakiem tylko dodaje mi adrenaliny. Rozpędzam się, wyciągam nogi jak tylko mogę, przy okazji uruchamiając mój dar. Wskakuję na parapet i w pięknym stylu lecę, lecę i lecę.
Przez chwilę niemal zmraża mnie panika, że nie doskoczę, że spadnę na dół. Ale po chwili czuję pod przednimi łapami śnieg i zawisam na skraju Muru. Jeszcze tylko podciągam się i jestem na górze. Oglądam się za siebie. Milicjanci w oknie głupio gapią się w dół, chyba nie byli przeszkoleni do takich akcji. Na szczęście nie zwrócili uwagi na szarego kota na Murze.
Zaczynając przybierać moją normalną formę, zeskakuję, rzucam się na głęboką wodę nieznanego świata zza Muru, do Berlina Zachodniego.
Ostatnio zmieniony przez Pokrzywa dnia Czw 14:42, 05 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Minea
Administrator
Dołączył: 25 Kwi 2008
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Olsztyn
|
Wysłany: Sob 21:22, 07 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Nie wiem jak będzie później, ale tę miniaturkę dałabym jednak do Opowiadań. Ale ty wiesz lepiej. Nie będę się wtrącać, choć nawet nie poczułam tu tego klimatu, jakim charakteryzują się wszystkie opowiadania o super bohaterach. Czuć tu natomiast całkiem fajnym pomysłem.
No cóż, krótko. Wciąż dla mnie za krótko. Aż czytelnik woła o ciąg dalszy. Ale widocznie tak miało być, nie będę się tego czepiać. Strasznie zachwyciła mnie narracja pierwszoosobowa. Myślę, że wybór innej odjął by wiele uroku tekstowi. A tak to wciągnęło. Ogólnie patrząc na twoją twórczość z boku mogę stwierdzić, że się nieźle rozwinęłaś. Na początku dość niepewny styl, można by rzec - poprawny, a na poprawnym nikt daleko nie pojedzie (wiem po sobie). Teraz zaś świetnie władasz słowem. Wracając do tekstu, po 'Murze' domyśliłam się już mniej więcej jaki rodzaj tekstu to będzie, a takich czytałam bardzo dużo, więc temat jednak mi się przejadł. Ale zaintrygowałaś mnie tą wzmiankę o X- manie na początku. Że co? Jak niby? Ale o co chodzi? Więc powiodłam wzrokiem dalej. Fajnie zaczęło się robić kiedy wspomniałaś o tym jasnowidzeniu, nie nachalnie, żadnych wstępów 'a trzeba wam wiedzieć, że jesteśmy niezwykłe, bo mamy moc i walczymy ze złem i występkiem'. Tak przebąknęłaś jedynie. Potem już wpadłam. Ale żeby nie zarzucano mi bezpodstawnego zachwytu, to dodam jeszcze, iż świetnie skonfrontowałaś dwa światy, ten normalny i ten, w którym dzieją się dziwne rzeczy. Splotłaś je tak przyjemnie i w taki sposób, że nie da się tego opisać. Za końcówkę również plus. Ten kot mnie powalił na łopatki. Ale nie umknęłaś niestety kilku zgrzytom.
Cytat: |
Tylko po co by mi to było?
|
Zgrzyta. Proponuję nie kombinować i zamienić na: Tylko po co?
Cytat: | To prawdziwa czekolada, nie jakiś wyrób czekoladopodobny - czegoś takiego się zjeść nie da, jest to zbyt paskudne. |
Dziwnie brzmi. Jakby to prawdziwa czekolada była paskudna. Ale może to tylko moje skrzywienie.
Cytat: | Gdy ubieram choinkę u siebie w domu, zakładam bombki w absolutnej ciszy, padający śnieg zasłania widok zza Muru… |
Cytat: | Zabiorą mnie tak samo jak tatę, a nie mam się gdzie ukryć. U siostry czy u znajomych sprawdzą, a jeszcze narobię bliskim kłopotów… |
Nie widzę uzasadnienia dla tych nieszczęsnych wielokropków, a tak to się już utarło, że to klimaciarstwo jest i syndrom debiutantów. Staraj się ich unikać, albo jedynie wtedy gdy nie da się inaczej. Powyżej zaś widzę, że ich miejsce mogłaby jednak zająć kropka.
Aby wszyscy mieli TAKIE pomysły,
Minea.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|