|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Minea
Administrator
Dołączył: 25 Kwi 2008
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Olsztyn
|
Wysłany: Śro 17:20, 11 Cze 2008 Temat postu: Filmy, czyli to co wszyscy lubią najbardziej |
|
|
Temat ten założony został, by dzielić się wrażeniami po filmach, Wyrażać swoje opinie. Słowem, mowa tu będzie o filmach.
Jeśli chodzi o mnie to liderem są Wichrowe Wzgórza. Czaruje mnie ich klimat, mistrzowska gra aktorska (tu ukłony w stronę pani Juliette i pana Ralpha), wspaniały motyw i cudowna fabuła. Inne filmy w stylu romantico wywołują u mnie odruch wymiotny, ale przy tym filmie płakałam. Klasyka romansu, więc co się dziwić? Mimo wszystko polecam wszystkim.
Sweeney Todd, czyli coś co każdego zwali z nóg, w pozytywnym bądź negatywnym znaczeniu, ale zwali. Mieszanka wybuchowa Tim i Johnny sprawdziła się już nie raz i nie dwa i tym razem nie zawiodłam się. Dużo bohaterów z HP m. in. Helena Bonham Carter (Bellatrix), Alan Rickman (Snape)... Helena mnie zachwyciła, Johnny także i choć to musical to zaśpiewali cudownie. Jeśli chodzi o talent wokalny pana Alana to mogę milczeć, prawda? Dziękuję. Bądź co bądź ci aktorzy grzeszyli marnując swój talent w HP, oni są ponadto. Nie mówiąc o Johnnym, ale to inna bajka. Z musicali polecam jeszcze Deszczową Piosenkę.
Jak sobie przypomnę to z pewnością dopiszę resztę, bo na razie nic szczególnego do głowy mi nie przychodzi.
Minea.
Ostatnio zmieniony przez Minea dnia Śro 17:20, 11 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Kaliope
Administrator
Dołączył: 25 Kwi 2008
Posty: 182
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Olsztyn
|
Wysłany: Pią 21:01, 13 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Jeśli chodzi o melodramaty, to moim zdecydowanym faworytem jest Przeminęło z wiatrem. Uwielbiam go i nigdy mi się nie znudzi. Pokłony biję również wspaniałym kreacjom aktorskim, które stworzyli Vivien Leigh i Clark Gable.
Zaraz po nim plasuje się Pożegnalny walc, w którym Vivien Leigh zagrała młodą dziewczynę, która traci na wojnie( I wojna światowa) ukochanego i z braku środków do życia para się najstarszym zawodem świata. Na końcu popełnia samobójstwo.
Płakałam po nim trzy dni…
Trzecie na mojej liście są Wichrowe Wzgórza – już nie będę pisać, dlaczego. Ochy i achy zrobiła już Minea.
Lecąc dalej z melodramatami wymienię Wzgórze Nadziei, w których na kolana rzuciła mnie fenomenalna Renee Zellweger(Oscara jej dali za tą rolę).
Porzucam melodramaty i wymieniam Wojnę i Pokój. Nie, nie ten beznadziejny serial – chodzi mi o film z 1956r. reżyserii Kinga Vidora. Rolę Nataszy Rostowej zagrała moja ukochana Audrey Hepburn.
Kolejny film z jej udziałem to Rzymskie Wakacje. Obok Audrey zagrał Gregory Peck<wzdycha z rozrzewnieniem>
Tak w skrócie jest to opowieść o spotkaniu amerykańskiego reportera i młodziutkiej księżniczki podczas jej pobytu w Rzymie.
Wiem, że to są stare filmy, ale czy znalazłaby się, choć jedna osoba, która je widziała?
Dzisiejsze produkcje się do nich nie umywają… - <ociera łezkę>
Pozostałe filmy, do których lubię wracać to:
Dirty Dancing
Pretty Woman
Podsumowanie:
Wychodzi na to, że jestem maniaczką starych filmów, hmm…
A jak jest z wami?
Ostatnio zmieniony przez Kaliope dnia Pią 21:05, 13 Cze 2008, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Irbis
Gość
|
Wysłany: Sob 12:46, 14 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Jestem straszną filmomaniaczką. Kocham oglądać filmy, oceniać je...
Jednakże nie mam ulubionego. Po prostu za dużo ich.
Zacznę od Sweeney Todda. Dla tych, co znają mnie nieco dłużej nie jest tajemnicą, że Johnny'ego Deppa wielbię miłością bezgraniczną. Szczerze mówiąc najbardziej byłam ciekawa właśnie jego zdolności wokalnych. I nie zawiodłam się. Co do filmu... Burton jest dla mnie mistrzem, więc nie mogłam wyjść z kina i być zawiedzioną. Film podobał mi się bardzo. Niby fabuła nie powalająca, ale jest coś w tym filmie, co nie pozwala przejść obok niego obojętnie.
Następnie Marzyciel. Wzruszająca opowieść. Chyba jedyny film, na którym płakałam.
Ogólnie cała reszta filmów z Deppem należy do moich ulubionych.
Oprócz tego lubię Władcę pierścieni, Requiem dla snu i takie tam xD.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Minea
Administrator
Dołączył: 25 Kwi 2008
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Olsztyn
|
Wysłany: Nie 16:17, 15 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Johnny Depp? Moją bezgraniczną obsesję about on i wszystko co się z nim wiąże mogą potwierdzić Kaliope i ma_dziow. Cała moja ściana jest w jego plakatach *och i ach*.
Filmy z jego udziałem, które kocham to Czekolada, bo jest tam z moją kochaną Julliette i taki jakiś cygański tam jest. Miodzio! Marzyciel? Wymarzony film na wieczory, piękny. Jeździec bez głowy, bo takie miny jakie on tam stroił to tylko ja potrafię, kiedy mam fazę na miny J.D. Nie muszę chyba mówić o POTC, nie? Bo to jest chyba kanon każdej Deppoholiczki.
Do tego polecam sagę o Indianie Jonesie. Cudowny film, i Ford jeszcze przystojny. Humor, wartka akcja... Coś dla koneserów i weteranów wspaniałego kina.
Pozdrawiam, Minea.
Ostatnio zmieniony przez Minea dnia Nie 16:39, 15 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sarna
Dołączył: 31 Maj 2008
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rybnik
|
Wysłany: Nie 19:06, 15 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Ha! Indiana Jones! To coś co parzystokopytne lubią najbardziej
Nie ma to jak cudowny Harrison Ford... Mrau..
A Depp? Wg mnie, jeden z najlepszych aktorów. Każda jego kreacja ma pewien indywidualny smaczek. Facet zna się na swojej robocie.
Czekolada, Piraci z Karaibów...
Good bye, Lenin - genialne. "Proszę państwa, skończył się komunizm." Absurd NRD, miłość syna do matki i niebanalne żarty... Pozycja obowiązkowa
Gwiezdne wojny - wiem, że dużo ludzi uważa je za kicz, ale ja mam miły sentyment do tych filmów i uważam, że Lucas odwalił kawał dobrej roboty. No i ten Han Solo...
Księżniczka Mononoke - świetna baśń japońskiego mistrza anime, Hayao Miyazaki'ego. Dziewczyna porzucona przez ludzi i wychowana przez wilczycę, książę walczący o dobro ludu i szukający Ducha Lasu. Plus wojna człowieka z naturą...
Spirited Away - w krainie bogów - Miyazaki po raz drugi, tym razem opowieść o dziewczynce, która chce odzyskać rodziców przeklętych przez Yubabę, okrutną czarownicę. Ale jak ich odnaleźć w mieści widm, ponadto nie pamiętajać nawet swojego imienia?...
Ruchomy zamek Hauru - następna pozycja autorstwa pana Miyazaki'ego. Tym razem na podstawie powieśći D. W. Jones. Czarnoksiężnik Hauru i Sophie, najstarsza córka kapelusznika, zaczarowana przez Wiedźmę z pustkowia...
Władca Pierścieni - to moja ulubiona książka i obawiałam się trochę wersji filmowej. Ale Peter Jackson świetnie poradzieł sobie z dziełem Tolkiena i mogę zarzucić tylko jedną rzecz - nie ma Toma Bombadila.
Kill Bill - Tarantino... I to poetyckie ujęcie krwi na śniegu...
Bohater (Hero) - świetna fabuła. I wykonanie. Jeśli ktoś uwielbia kulturę Wschodu - pozycja obowiązkowa.
Leon zawodowiec - nie trzeba komentować. Po prostu LEON. I Jean Reno.
Terminator - klasyka, nie trzeba tłumaczyć.
To na razie tyle.
Pozdrawiam,
Sarna.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Miriam
Dołączył: 07 Cze 2008
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 19:34, 15 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Ulubione filmy?
Na pierwszym miejscu w moim rankingu figuruje Władca Pierścieni.
To jedyny film, który uważam za lepsze wykonanie niż książkę <uchyla się przed rzucanymi warzywami>. Irytowały mnie troszkę długie opisy i piosenki na kilka stron, ale zgadzam się z Sarną - szkoda, że nie było Bombadila.
Później chyba będzie Krwawa Marry. Po raz pierwszy oglądnęłam na urodzinach u koleżanki i pomimo nastroju (horror) bardzo polubiłam.
Świetnie wykonana historia o duchu dziewczyny, który nawiedza dzieci swoich zabójców...
Komedie zajmują znaczące miejsce na mojej liście. Uśmiałam się zwłaszcza przy Miss Agent.
W 80 dni dookoła świata, Piraci z Karaibów, Wyspa Piratów , Wojna światów też były niczego sobie.
Więcej filmów nie pamiętam. Bardzo dużo mi się spodobało i gdybym chciała spamiętać co do jednego, to musiałabym zapisywać tytuły.
|
|
Powrót do góry |
|
|
patkazoom262
Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Mokas
|
Wysłany: Śro 17:16, 02 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Mam sporo ulubionych filmów, ale wymienię tylko kilka (kolejność przypadkowa)
Sok z żuka, Tima Burtona. Pana chyba nikomu nie trzeba przedstawiać Filmu chyba też nie, ale pokrótce napiszę, o co chodzi. Pewne małżeństwo ginie w wypadku, spowodowanym przez psa. Wracają do domu jako duchy. Jakiś czas później do ich domu wprowadza się nowa rodzina. Małżeństwo postanawia ich wykurzyć...
Zawsze uważałam, że większość komedii przed 90 rokiem jest lepsza od tych z XXI wieku. Takim przykładem jest na pewno Sok z żuka.
Najfajniejsza jest ostatnia scena. I ta, w której rodzinka tańczy przy stole, chyba przy kolacji
Narnia. I jedynka i dwójka. Zdecydowanie lepsza ekranizacja dwóch pierwszych części powieści Lewisa od ekranizacji Pottera (Potter nie ma co się z nimi równać). Pierwsza część ma klimat bajkowy, druga jest o wiele mroczniejsza. A, i do tego piękne polskie krajobrazy!
Epoka Lodowcowa. Jak dla mnie najlepszy film animowany. Jedynka bardziej mi się podoba niż dwójka. Ulubiona postać - oczywiście Sid
Z animowanych też mi się bardzo spodobał Wpuszczony w kanał. Chciałabym też zobaczyć "Króla Lwa". Piszą, że bardzo dobry.
A teraz dwa filmy, w których błyszczy mój ulubiony aktor - Jamie Bell
Billy Elliot. Ten film powinien znać każdy. Cudowna muzyka, cudowna gra aktorska... Historię chłopca, który pokochał balet (w tej roli Jamie Bell) można oglądać bez przerwy. I Boże, niedługo w telewizji będzie.
I właśnie - gdyby nie wiadomość w gazecie o Jamie Bellu, to bym nie obejrzała drugiego filmu z jego udziałem, a mianowicie filmu pt. Jumper. Bell dra tak Griffina (chyba tak się to pisze). I świetnie wygląda.
Niedługo obejrzę Hallam Foe, gdzie gra tytułowego bohatera. O czym film jest, można sprawdzić np. na filmwebie.
I to chyba wszystko. Jak coś sobie przypomnę, to dopiszę.
Pozdrawiam
Patka
|
|
Powrót do góry |
|
|
ma_dziow
Dołączył: 28 Kwi 2008
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Śro 23:41, 27 Sie 2008 Temat postu: |
|
|
Właśnie zdałam sobie sprawę, że nie mam ulubionych filmów! To straszne!
*zastanawia się, co z nią jest nie tak...*
Mogę Wam powiedzieć tylko, jakie filmy mi się spodobały, choć nie mogę ich nazwać ulubionymi. Jeżeli oglądałam coś więcej razy niż sześć, czy siedem, to będą to na pewno "Sami swoi", czy "Kevin sam...". A to i tak tylko dlatego, że TV wciska nam to co święta i już nie warto włączać wtedy telewizora.
Ale, ale, bo zaczynam offtopować. A zatem, daję sama sobie klapsa, przyrzekam, że będę grzeczna i już wracam do tematu.
Pachnidło
Reżysera nie pamiętam, zresztą nie on jest tutaj ważny. Film lub książkę wszyscy znacie, nieprawdaż? Strasznie mi się podobał klimat tego filmu. Motyw zapachów, prawie je wszystkie czułam! Świetnie zrobione sceny i świetna gra aktorska. No i Alaaaaaaaan Rickman *rozpływa się*
I tutaj polecę z kilkoma filmami przypisanymi do jednego aktora - Leonardo di Caprio. Moje drogie, to naprawdę jest świetny aktor, tylko niestety widziany przez pryzmat Titanica czy Romea i Julii, gdzie praktycznie nie miał szans pokazać, na co go tak naprawdę stać. Chłopakowi nadali etykietkę romatycznego kochanka i niestety nie wyszło mu to na dobre.
- Chłopięcy świat - za dobrze go nie pamiętam, ale wiem, że siedziałam abolutnie zachwycona i nie mogłam się od telewizora oderwać. Leo był wtedy młody, ale JAK zagrał!
- Co gryzie Gilberta Grape'a - żeby zagrać tak, jak on to zrobił, trzeba nie lada talentu. Smutny ten film, ale mi się podobał.
- Bloody Diamond (Krwawy Diament) - Nie wiem, ile miał w tym filmie lat, ale poszłam do kina i zobaczyłam FACETA! Zakochałam się w jego kreacji z mety, mogłaby bomba wybuchnąc, a ja nie zwróciłabym uwagi. I nie, nie myślcie, że mi się tu Leo spodobał, bo był przystojny. Nie. Tu był wreszcie prawdziwy facet, nie chłoptaś, nie romantyczne cielę, ale FACET! Twardy, pozbawiony skrupułów, przemytnik. I AFRYKA!! I terroryzm! I szajki! I wojna! Strzelaniny! I ONZ! Żołnierze! *Ma_dziow znowu się rozpływa.Czy już mówiłam, że za mundurem poszłabym na koniec świata?*
Kolejny aktor to Heath Ledger. I tu składamy cześć Jego pamięci. Popełnił samobójstwo będąc na szczycie swej kariery. Ech!
- Zakochana Złośnica - filmowa wersja Szekspira, przeniesiona do naszych czasów. Nie wiem, co jest w tym filmie, ale mnie urzeka. I tak, jak nie lubię tytułowej złośnicy, tak Heath sprawia, że mam ochotę ten film oglądać i oglądać. Scena, gdzie tańczył i śpiewał na trybunach - bezcenna
Upiór w Operze został pokochany miłością wierną i bezgraniczną od pierwszego obejrzenia. Co z tego, że w tym filmie głównie tylko śpiewają, a przy dialogach aż się czujesz nienaturalnie? Opera paryska! Ach! Jej podziemia, te klimay, ta MUZYKA!
Teraz lecą starsze filmy:
- Robin Hood: Książę Złodziei - Tak, wiem, wszyscy robią "buuuuu, ale naiwna!". A ja mówię: Kevin Costner! Mówię: Alan Rickman! Mówię: Morgan Freeman! A na tym ostatnim aktorze jeszcze NIGDY się nie zawiodłam. Podoba mi się straszliwie we wszystkich swoich aktorskich wcieleniach, a najbardziej chyba w Skazani na Shawshank (też świetny film)
- Tańczący z Wilkami - Głównie za muzykę. Za Kevina Costnera też. Ale jeszcze bardziej za scenerie Dzikiego Zachodu i za powrót do dzieciństwa, kiedy to szalałam za westernami. Za profesjonalizm reżysera, za wspaniałą fabułę i za humorystyczne wstawki z Sisko. A także za Dwie Skarpety!
Trudno mi się logicznie wysłowić na temat tego filmu. Niech Wam wystarczy, że to jest naprawdę kawał porządnego filmu (co tam, że trwa sześć godzin).
Seriali nie można? Chlip, chlip. Ja tylko bąknę cichutko, że lubię Prison Break. I tak, jestem świadoma jego niedociągnięć, nadinterpretacji itd. Ale tam jest agent FBI Alexander Mahone i ja jego kreację aktorską (nie jego samego) ubóstwiam nad życie.
Dobranoc wszystkim.
Ostatnio zmieniony przez ma_dziow dnia Pon 13:37, 29 Cze 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Minea
Administrator
Dołączył: 25 Kwi 2008
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Olsztyn
|
Wysłany: Śro 23:25, 03 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
*bije się w pierś*
Jak?! Jak?!! Jak ja mogłam zapomnieć o 'Pokucie', no jak? I niech mówią, że nudne, i niech mówią, że be, ja wiem swoje, cudowny film, nieszczęśliwa/szczęśliwa miłość, winna i niewinna jednocześnie Brionny, smutne i szczęśliwe zakończenie. Te dwuznaczności mnie zachwycają. b oto nie jest Bond, tam nie ma być akcji, to ma być sztuka. I udało im się. Muzyka, obsada świetne. Zdecydowanie najlepszy film jaki kiedykolwiek oglądałam. A na Gwiazdkę kupię sobie książkę, a co! Piękne i genialne, nie na darmo reklamowane.
'Juno' czyli taki mały kontraścik po wszelkich dramatach psychologicznych xD. komedia jakich mało, po prostu świetna, całkiem miła dla oka fabuła. No i aktorzy, młodzi ale jakże zdolni! Same plusy. No i muzyka. Można powiedzieć, że nietuzinkowa. Polecam gorąco.
'Pokój Marvina' znalazłam w szafie, bo kuzynka chciała coś pożyczyć. odkopałam, wyczyściłam a tam Meryl Streep (dobrze piszę?), Leo di Caprio, fabuła zdaje się być całkiem przyzwoita, więc lecim z tym koksem. I wiecie co? To prawdziwa perełka.
Teraz zabiorę sie za 'Angielskiego pacjenta' z moją ukochana parą z 'Wichrowych Wzgórz'. Obejrzę, opiszę. Zapowiada się fajnie, zabaczymy!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vil
Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 22:30, 04 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Filmy... Szczerze mówiąc bardziej gustuję w serialach, ale znalazło się kilka takich pozycji, które z przyjemnością tu wymienię.
Aleksander Olivera Stone'a. Postać Aleksandra Wielkiego niesamowicie fascynuje mnie już od lat. Kiedy zobaczyłam w tej roli Colina Farrella (do którego skądinąd nic nie mam) prawie się popłakałam z rozpaczy. Mimo to film mnie ujął i często do niego wracam.
Anioły w Ameryce Uwielbiam surrealizm tego filmu (miniserialu?). I tyle.
Final Fantasy: Spirits Within Często słyszę zdanie, że podobają mi się filmy, które są nudne. Ten podobno właśnie taki jest. Nie dla mnie. Lubię inteligentny sf, grafikę komputerową i historie dokładnie takie jak ta.
Internal Affairs I, II, III Film z Hong Kongu o policjancie w mafii i krecie w policji. Dwie pierwsze części to genialne kino akcji, trzecia bardziej skupia się na psychice bohaterów, ale też jest dobra. Najbardziej lubię dwójkę, gdzie akcja dzieje się jedenaście lat przed wydarzeniami z jedynki - i siłą rzeczy bohaterowie są o te jedenaście lat młodsi. Internal Affairs to też pierwowzór "Infiltracji" Scorsese z DiCaprio i Damonem.
Leon Zawodowiec W tym filmie zachwyca mnie wszystko, od Leona i jego sposobu postrzegania świata, przez Matyldę z jej żądzą zemsty, do psychopatycznego Stansfielda. Nigdzie Oldman nie podobał mi się jak tu, jako naćpany, skorumpowany glina.
Mononoke Hime To był mój "film na doła" przez niemalże całe studia. Jeden z tych, które mogę recytować.
Obcy - ósmy pasażer Nostromo i cała reszta Alienów - poza trójką, która dla mnie nigdy nie zaistniała.
Pan życia i śmierci Nicolas Cage jako handlarz bronią naprawdę do mnie trafia. Fascynująca historia, świetne kreacje Cage'a, Hawke'a i Letho.
Pulp Fiction Przez lata mój absolutny faworyt we wszystkich filmowych rankingach.
Requiem dla snu Jak do tej pory widziałam to raz. Nie jestem pewna, czy chcę jeszcze wracać do tego filmu, z całą pewnością jednak wywarł na mnie ogromne wrażenie. Jak dla mnie jest to genialny film.
Renaissance Mieszanka cyberpunku i historii kryminalnej, do tego w formie czarno-białej animacji, swoistego "ruchomego komiksu". Świetna (i mocna) rzecz.
Siedmiu Wspaniałych Klasyka westernu z niezapomnianym muzycznym motywem i cudownym Yulem Brynnerem xD
Straż Nocna i Dzienna Straż Rosyjskie urban fantasy w najlepszym wydaniu, kręcone na motywach (bo wierna adaptacja to niestety nie jest) cyklu Patroli Sergieja Łukjanienki.
Volkodav Kolejne rosyjskie fantasy, o cudownie słowiańskim charakterze, na podstawie książek Marii Siemionowej o Wilczarzu.
Rzeka życia Film z młodym Bradem Pittem, w którym przez dwie godziny łowią ryby na muchę xD Widziałam ten film tyle razy, że pewnie sama złapałabym spory stos ryb, tak dobrze wiem, jak oni tą wędką machają. A poważnie - fajny film o życiu w Ameryce na początku XX wieku.
Ostatnio zmieniony przez Vil dnia Czw 22:32, 04 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
charlotte the harlot
Dołączył: 18 Gru 2008
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 23:03, 18 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Cóż... widać, że mamy podobne gusta muzyczne:)
Audrey Hepburn uwielbiam i podziwiam (oglądałam i "Wojnę i Pokój", i "Rzymskie Wakacje"), tak więc kocham "Śniadanie u Tiffaniego". Kiedyś także oglądałam film, którego już nie pamiętam, kiedy pani Hepburn grała niewidomą kobietę, która sama stawia czoło kryminalistom, chcącym odebrać z jej domu lalkę, w której są narkotyki (o ile pamiętam). Jej gra zrobiła na mnie ogromne wrażenie, a film tak trzymał w napięciu...
Johnny Depp! Tak, Pokrzywa widziała moje ściany. Co do filmów, to kocham wszystkie, ale ostatnio najbardziej zachywcam się "Beksą" - nie wiem czy ktoś to zna, strasznie stary film, sprzed "Edwarda Nożycorękiego", tak głupi i bezsensowny musical, z którego można się tylko śmiać, gdzie Johnny gra zbuntowanego nastolatka wyglądającego i śpiewającego jak Elvis Presley. Plus dla Pokrzywy: przez jakiś czas widać tam Willema Dafoe, gdy klepie Johnnego w tyłek. W obsadzie jeszcze w miarę młody Iggy Pop.
A jeszcze jeden film z Deppem, który podbił moje serce to "Benny i Joon" i chyba nie muszę tłumaczyć czemu. Jest po prostu genialne i nie jem już rodzynek.
Do moich ulubionych zaliczę jeszcze "Rozważną i Romantyczną" (Alan Rickman!) oraz "Hair" - fabuła, piosenki i w ogóle cudo w każdym calu.
To są te naj naj naj.
Ostatnio zmieniony przez charlotte the harlot dnia Czw 23:05, 18 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pokrzywa
Dołączył: 04 Wrz 2008
Posty: 86
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
|
Wysłany: Pią 21:24, 02 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Szczerze mówiąc, wymienienie ulubionych filmów jest u mnie bardzo ciężkie. Oglądam tego mnóstwo, mało co z tego jest znane i popularne, a wybieram takie filmy, że mi się prawdopodobnie bardzo spodobają, bo na inne nie mam czasu.
Ostatnio Der bewegte Mann - niemiecka komedia o heteryku, który ze względu na swoją niewierność, musiał wynieść się z mieszkania swojej dziewczyny i trafił do środowiska gejów. Przednia zabawa, zwłaszcza, jak się ciągle tylko ogląda nienormalne filmy o wariatach i dewiantach. Komedia jest po prostu głupia, ale dobrze się ogląda i z radością klaszcze w łapki, oglądając kolejny kretyński moment.
Ponadto Brokeback Mountain - kolejne o gejach, ale jak wzruszające, zwykle po drugim oglądaniu przestaję beczeć na filmie, a na tym beczę zawsze. Na podstawie opowiadania, które muszę jakoś zdobyć i przeczytać, o dwóch kowbojach, Jacku, który przyjmuje swoją naturę względnie łatwo i o Ennisie - "właściwie można go nazwać homofobem zakochanym w mężczyźnie".
Hair za hippisów, humor i piosenki, Rent za piosenki, bohemę, artystów i kółko wsparcia, Jesus Christ Superstar za specyficzną muzykę Andrew Lloyd Webbera, za specyficzną interpretację i ukazanie historii biblijnej. Generalnie musicale.
Edges of the Lord za rolę pana Dafoe i realia II wojny światowej, w której ludzie muszą się odnaleźć i niewielu z nich potrafi być dobrymi, mimo sytuacji i staje się to coraz trudniejsze. Zwłaszcza, że za ukrywanie i pomaganie Żydom groziła śmierć. Ogólnie filmy z panem Willemem Dafoe, bo ten pan świetnym aktorem jest. Anamorph za to, że mimo iż jest kryminałem, świetnie pokazuje słabego człowieka, zamiast nadludzkiego detektywa, a w tej roli pan Dafoe. I nawiązanie do sztuki też bardzo miłe jest, morderca-artysta to chyba najmilszy mi temat na kryminał. I oczywiście Święci z Bostonu, za to, że mordowali mafię i złoczyńców, których nie mogło ruszyć żadne prawo, a także za pana Dafoe w roli genialnego detektywa-geja, który był naprawdę fajny, gdy tylko nie zaczynał słuchać opery z mp3, bo wtedy wyglądał jak marna podróbka Stansfielda z "Leona zawodowca".
V for Vendetta za terror, totalitaryzm i za V. To jedyny film, w którym pan Weaving nie musi grać twarzą (poza Matrixem), i chwała mu za to, bo ciałem gra świetnie, ale niestety zwykle psuje to twarz, którą grać kompletnie nie umie. I za wybuchy, wysadzanie miejsc do rytmu muzyki klasycznej. Miód na me piromańskie serduszko.
Ponadto Hamlet Liikemaailmassa, czyli "Hamlet robi interesy", specyficzna interpretacja sztuki Szekspira, zakręcona i zaplątana jak dobry kryminał, a przy okazji pełna tej niby to sztywnej fińskości, która w pewnym momencie przestaje denerwować i zaczyna się podobać. A także Leningrad Cowboys go America - bo to po prostu fińska komedia, z nieco przyciężkim, skandynawskim humorem, ale genialna z tego względu. I w zasadzie wszystko, czego reżyserem jest Aki Kaurismäki.
I Czekolada bo jest ekranizacją książki pani Joanne Harris, ma swój urok, nawet jeżeli najważniejszy wątek uległ ogromnej zmianie i kończy się mocno cukierkowo. I Stowarzyszenie Umarłych Poetów za ich dążenie do marzeń, nierozsądne, ale dążenie, a także Ostatni dzwonek za to samo i za PRL w tle i niechęć do poddania się systemowi, za granie na gitarze, głos pana Wójcickiego w trzech piosenkach, które się tam pojawiły, a także za spektakl, jaki przygotowali uczniowie.
Kabhi kushi kabhie gham znane jako "Czasem słońce, czasem deszcz" za dużo muzyki, za radosny rechot, jakim skwitowałam tę prostą, cukierkowo-tandetną historię, ale też za ogromny ładunek emocjonalny i idealną rodzinę i silne więzi, których można tylko pozazdrościć. Wprawdzie wszystko jest jak wyretuszowane, ale film ma swój urok.
I Biały oleander, ekranizacja książki Janet Fitch, znakomity film, który jednak niestety dopiero po którymś oglądaniu pokazuje swoje niedopowiedzenia, dobrą grę aktorską itepe. Postać Astrid jest wprawdzie wyidealizowana, ale jak się przyjrzeć, to można zauważyć subtelnie zaznaczone jej postępki, których na ekranie nie pokazano.
No i na koniec Podwójne życie Weroniki - po prostu.
Mogłabym jeszcze dodać 24th day - świetne dwa portrety psychologiczne, ukazane w bardzo nietypowej sytuacji. Biseksualny facet zdradził swoją żonę z gejem i obwinił go za swoje zarażenie się HIV, a także za to, że zaraził swoją żonę. Porywa więc gościa i robi mu test na HIV a na czas trwania badania (trzy dni) trzyma go uwięzionego w swoim mieszkaniu.
Minea: To była... wyczerpująca wypowiedź. ^^ Wow.
Ostatnio zmieniony przez Pokrzywa dnia Pią 21:49, 02 Sty 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ma_dziow
Dołączył: 28 Kwi 2008
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Wto 0:07, 03 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Ostatnio polubiłam filmy z Tomem Hanksem. to bardzo dobry aktor, a od filmóo w z nim nie można się wręcz oderwać. Strasznie podobał mi się w Zielonej Mili. Ekranizacje kinga zwykle do mnie nie przemawiają, ale ta była wręcz doskonała. Podobali mi się tam absolutnie wszyscy - zarówno białe, jak i czarne charaktery. Praca strażnika więziennego w bloku śmierci jest niezwykle stresująca, a Tom Hanks pokazał tu niezwykłą klasę. Jego postać przemówiła do mnie jak rzadko.
Catch me if you can - Rany, nie wiem co takiego jest w Hanksie, ale tworzy tak sympatyczne postacie, że nie mozna ich nie lubić. No i mój ukochany Leoś gra tu również. To oparta na faktach historia fałszerza czeków bankowych. Raz jeszcze udowodniono, że najważniejszy jest spryt i inteligencja. Podobały mi się relacje Hanksa i Leosia. Były takie... ciepłe (?). O ile ciepłymi można nazwać ciągłe pościgi agenta FBI za Leosiem
Z innych:
Slumdog. Milioner z ulicy - Zaskoczył mnie. Z miesiąc temu oglądałam kawałek na komputerze (nie ma to jak piractwo, he he). Byłam akurat strasznie zajęta czym innym, dlatego mnie nie porwał. Wróciłam do niego, chcąc się przekonać, za co dostał tyle Oscarów.
Powiem tak: Film nie jest doskonały. Momentami jest strasznie naiwny i lukier spływa z ekranu. No i przewidywalny (od początku wiedziałam, że skończy się tak, jak się skończył). Ale jest tak fajny i ciekawie zrobiony, a muzyka niesamowita, że nie dałam rady się oderwać. Najlepsze w tym filmie były dzieci, im bohaterowie starsi, tym mnie podobała mi się ich gra. Jednakże warto się przemaszerować do kina.
Cytat: | Ponadto Brokeback Mountain - kolejne o gejach, ale jak wzruszające, zwykle po drugim oglądaniu przestaję beczeć na filmie, a na tym beczę zawsze. |
Mnie się podobała pierwsza część filmu - ta w górach. A sam film był dość przeciętny. Oglądałam go na laptopie w autobusie na trasie Olsztyn - Warszawa. Przewijając wiadome sceny, bo nawet ja nie jestem tak nienormalna, by je oglądać w tłumie ludzi.
I nawet fajnie mi się zabijało czas, dopóki nie usłyszałam komentarzy pasażerów. Wisieli mi na plecach i omawiali każdy szczegół. I jeszcze marudzili, że zasłaniam i dźwięk za cicho. No i jak tu oglądac, nie?
Wyłączyłam film i usłyszałam zawiedzione "buuuuuu!"
Ostatnio zmieniony przez ma_dziow dnia Czw 11:56, 05 Mar 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Minea
Administrator
Dołączył: 25 Kwi 2008
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Olsztyn
|
Wysłany: Nie 23:38, 28 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
A mnie się zdarzyło obejrzeć musical Hair. Ja ogólnie jestem zafascynowana hippisami, sama jestem jednym z nich, uwielbiam i kocham, więc obejrzałam. Po prostu świetne. O ile Cloud i Sheila mnie irytowali, bo bardziej czy mnie pośrednio, ale to oni przyczynili się do śmierci Bergera (i tu Min wylewa tony łez na klawiaturę). Ogólnie uwielbiam musicale. Muzyka jest pasjonująca i niektórych emocji nie da się wyrazić słowami czy kwestiami. Rodzina mi świadkiem, że ja ciągle śpiewam (i mam w nosie swoje wątpliwe umiejętności). Sama przyłapuję się na tym, że śpiewam na ulicach. I o ile kiedy idę z kimś jakoś to wygląda, ale kiedy kobieta na przystanku stoi i pyta chyba swojego męża: Dlaczego? A ja błogo śpiewam (nie, nie nucę, śpiewam) 'She asked me why, i'm just the hairy gay, i'm hairy noon and night...'.
Ale nie zbaczajmy z tematu. To jest świetny musical, bardzo wzruszający, wspaniały. I bardzo obiektywny. Nie pokazywał jacy to hippisi są cacy, bo jedna piosenka mówi 'jak łatwo troszczyć się o cierpiący tłum, a co z najbliższymi' czy jakoś tak. Ta śmierć, tak bezsensowna uderza. Gdyby zginął Cloude, wtedy może to by tak nie wzruszało. Zginął Berger, człowiek który wiecznie zadowolony z życia robił to, na co akurat przyszła mu ochota. Wierny przyjaciołom, do końca oddany. I te oddanie go zgubiło... Okaj, nie rozwodzę się już, bo patos zaraz będzie się lał.
Kolejny wspaniały, przewspaniały musical Across The Universe. Akcja dzieje się w tych samych czasach co Hair, oczywiście różni się bardzo, ATU zostało stworzone parę lat temu. Całość opatrzona piosenkami Beatlesów, w nowych aranżacjach. Cudowne brzmienie. Patrzymy na świat jednak oczami człowieka nie pokoju, nie manifestującego swoich poglądów długimi włosami. Jude, trafia do Ameryki, bo chce odnaleźć ojca, dojrzały facet. I Max, szalony chłopak, który rzuca studia, a gdy otrzymuje wezwanie do wojska, wtedy zaczyna dorastać. Pokazane jest to wszystko tak pięknie. Ostrzegam że film jest dziwny. Dużo scen to wizje narkotyczne, ale film jest naprawdę przejmujący. W dobie filmów akcji i sensacji, film poruszający, którego akcja nie dzieje się w entym wieku, dwoje kochanków nie zostaje rozdzielonych i nie traci siebie na zawsze to rzadkość. xD Uważam, że godny polecenia. Ja kocham ten film.
Nie zgadzam się natomiast z Madziow. Pachnidło to strata mojego czasu. Zupełnie nie przemawiało do mnie te cudowne ocalenie przed egzekucją, a poza tym ani aktorstwo mistrzowskie ani nic. Doprawdy, nie wiem czym tu się zachwycać.
Pragnę polecić Monty Pythona. Nie wiem na jakim poziomie są jego skecze, ale filmy takie jak 'Święty Graal' czy 'Życie Briana' mnie rozbraja emocjonalnie. Tam jest tyle niedorzeczności, głupot. Po prostu wspaniałe. Rycerze, Mówiący 'Ni', scena z czarownicą, morderczy królik... Polecam.
Kolejno 'Księżna'. I to jest to. Wspaniała kreacja Keiry Knightley, doprawdy. Wspaniała muzyka, klimat, brutalność tamtych czasów. I co najważniejsze, ludzcy bohaterzy. Georgianna, która butnie odmawia powrotu z księciem do Devonshire, przebiegły książę, relacje między tą trójką ludzi, którzy kochali się na swój własny sposób. Tam jest tak wiele emocji, że naprawdę mistrzowski film. Kto nie oglądał, ten trąba ;p
Wspominałam już o Vicky Cristinie Barcelonie? To był tak zwykły, bezpretensjonalny film, a tak zabawny, że podziwiam. Miłość na wszystkie sposoby - zapewniam, podana w tej jednej produkcji. Wypoczęłam na tym filmie. A Penelopa... mniam! Grała tak świetnie, że mnie mowę odebrało. Klimat Hiszpanii, ta muzyka... Świetni bohaterowie. Extra. Potem oświecona talentem Allena, próbowałam się nawrócić i obejrzałam 'Słodkiego Drania', a to draństwo, długie to i nudne, że chciałam wyrzucić laptop przez okno. Pamiętajcie, nigdy nie kierujcie się nazwiskiem w doborze filmów (powiedziała ta, co gdy widzi w obsadzie Depp rzuca się nie patrząc na nic). A właśnie, jak ja już przy Deppie jestem, to już nie mogę się doczekać kolejnej psychadelki w wykonaniu Deppa, Heleny Bonham-Carter w mistrzowskiej reżyserii Tima Burtona - 'Alicja w Krainie Czarów'.
Film 21, świetny film akcji. Tyle mogę powiedzieć. Warte obejrzenia, inteligentne, fajne, nowoczesne. Po tym człowiek snuje takie niedorzeczne plany jak 'Na osiemnastkę to ja pojadę do Las Vegas, wygram 100 tys. dolarów i będę super'.
Ach! Zapomniałabym o Wojnie Polsko- Ruskiej, ale to może innym razem. Pozdrawiam,
Minea.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pokrzywa
Dołączył: 04 Wrz 2008
Posty: 86
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
|
Wysłany: Pon 9:30, 29 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Hm. Cóż, śmierć Bergera była dziełem kompletnego przypadku. Moim zdaniem on bardziej szukał granicy, do której można się posunąć i za którą już mu nie ujdzie na sucho. I cóż, znalazł. A Sheila była faktycznie koszmarna, Claude już mniej, można go zrozumieć, ale ona... ugh. Bo ja Hair kocham, hipisów kocham i hipizm kocham i w ogóle też jestem mocno shipisiała.
Hm, co do hipisów, film trochę ich idealizuje, ale tylko trochę, jest najbardziej obiektywny z różnych sztuk i dokumentów na temat hipisów. Bardziej obiektywna jest na pewno książka Hipisi. W poszukiwaniu ziemi obiecanej. Ale Across the Universe do mnie nie przemówiło. Może po prostu nie trawię Beatlesów.
A Złap mnie, jeśli potrafisz... ah. Rozbroił mnie ten film.
Niezmiernie lubię też 8 femmes czyli 8 kobiet. Film muzyczny, kryminałek, z biseksualistką gdzieś w tle. Fajne głosy, fajne piosenki, fajne kreacje i same kobiety w filmie. Sympatyczna rzecz.
Dalej: Der Leben der Anderen, czyli Życie na podsłuchu - rzeczywistość wschodniego Berlina i portret psychologiczny człowieka, który zupełnie wbrew swojej woli zaczyna czuć sympatię i odpowiedzialność za podsłuchiwanych ludzi i nie umie ich wsypać. A mówiłam może o Die Fetten Jahren sind vorbei, czyli o Edukatorach? Chyba nie. Bardzo ładny, niemiecki film o niepokornych, którzy włamują się do domów bogaczy i przestawiają sprzęty, nic nie kradnąc. Chcą im w ten sposób uświadomić, że kiedyś ich bogate lata przeminą. Niestety, w starciu z banalnym i pospolitym trójkątem miłosnym, a także z wpadką w czasie włamania, wpadają w panikę. Nie dość, że porwali faceta, cierpią rozterki z powodu trójkącika to jeszcze mają wyrzuty sumienia, że oddalają się od swoich zasad życiowych.
Podobny jest film Was tun, wenn's brennt?, czyli Anarchiśfci. Tam co prawda jest nieco inaczej: mamy grupę młodych punków, którzy walczą z systemem i nawet robią bomby. Gdy jedna z ich bomb wybucha po wielu, wielu latach i wszyscy oni znajdują się w niebezpieczeństwie, okazuje się, że poza dwoma, wszyscy inni mają rodziny i kariery, są matkami, żonami, prawnikami, dyrektorami - robią to, czym wcześniej pogardzali. Muszą stawić czoło swojej przeszłości a także temu, że dawno temu w obliczy niebezpieczeństwa tylko jeden z nich pomógł przyjacielowi, gdy temu czołg zmiażdżył nogi - mają swój dług wobec niego.
Ponadto Sweet November, czyli Słodki listopad. Może i romansidło, ale są tam transwestyci, geje i niebanalne drogi życiowe.
XXY za... wszystko. Chociaż Alex nie znoszę i tego, jak potraktowała swego nowego kolegę (pomijając już, że go przeleciał/a), jej/jego rozterki i bunt są bardzo dobrze ukazane. Plus interseksualizm, droga od narzucenia do zrozumienia.
Dodam też Bent, czyli kolejną historię z obozów koncentracyjnych, tym razem jest to historia Żyda-geja, półświatka gejowskiego i transwestytycznego w czasach II wojny światowej w Niemczech. Chociaż niektóre sceny wprawiły mnie w głupawy rechot, film ogólnie bardzo mi się podobał i pewnie gdy będę mieć ochotę znów się skatować tą tematyką, sięgnę po niego.
Następne jest My own private Idaho, kolejny film z tematyki queer, o męskich prostytutkach, poszukiwaniu korzeni i zdradzie swojego środowiska. Ah ah. Świeżo obejrzany. Pewnie wrócę, chociaż... nie wiem, nie wywołał u mnie spazmów płaczu, jak niektóre filmy.
Oraz The Priest czyli Ksiądz - oczywiście, o geju. Tylko że w sutannie. Jego problemy z orientacją, z facetami i z parafią - musi stawić czoła problemom, których nie umie rozwiązać, a obie drogi są złe. Piękny film.
Podobało mi się też Fucking Amal, następny film queerowy, tym razem o lesbijkach. Nastoletnich. Z niewielkiego miasteczka. Niby kiepski, niby zwyczajny, a mimo to dla mnie było w nim coś swojskiego. Z takich filmów podobnie ma się sprawa z When night is falling - romans lesbijski, opowiadający o wzajemnej fascynacji i odkrywaniu swej orientacji. Mamy więc panią nauczycielkę z chrześcijańskiej uczelni oraz dziewczynę z wędrownego cyrku. Wybuchowo. Plus faceta z którym nauczycielka jest związana. W sumie zwykła historia, jakich wiele w takich filmach. Kolejnym takim filmem jest But I'm a cheerleader, perypetie cheerleaderki, wysłanej do ośrodka, gdzie ma wyleczyć się z homoseksualizmu. Chyba nie muszę mówić, że ona się tam zakochuje w innej dziewczynie? Ponadto mamy przeuroczy bar gejowski i byłych eksgejów, którzy pomagają wyrzuconym z ośrodka i z domu dzieciakom jakoś wyjść na prostą i usamodzielnić się.
Na koniec świeżo obejrzane Wyznania gejszy - film zrobiony świetnie, z rozmachem (nie lubię wprawdzie rozmachu, ale mniejsza), widać, że porządnie. Sama historia Saiyuri mnie jakoś specjalnie nie wzruszyła, niemniej jednak film sprawił, że moja awersja do wszystkiego, co japońskie (wszędzie otaczają mnie mangi, anime, j-rock i ludzie zakochani w Japonii, na początku było to interesujące, ale teraz... grrrrr, ile można), co więcej, oglądałam film z zainteresowaniem. No i oczywiście biedny Nobu, co go Saiyuri przypadkiem w sobie rozkochała i jej zauroczenie Prezesem i ostatnia scena, oh ah. Ostatnia scena to miód na me samotne serduszko.
Uh, byłabym zapomniała. Kontrol, czyli Kontrolerzy - film dość symboliczny, czego nie załapałam, oglądając go pierwszy raz. Ale następny... cud miód orzeszki. Strasznie mi się podobał, metro i te sprawy.
Dalej mogę zarzucić Suden vuosi czyli [Year of the Wolf[/i] lub Rok wilka, opowieść o Sari, studentce z epilepsją, która z powodu swojej choroby ma dość trudne życie. A przy tym całym sercem oddaje się studiowaniu literatury. Przez jej życie przewija się kilka osób: jej niby-chłopak, który chce zostać reżyserem, młoda narkomanka, też z epilepsją, z którą bohaterka się zaprzyjaźnia. Zaprzyjaźnia się też ze swoi wykładowcą, ale cóż, znajomość się wymyka odrobinę spod kontroli.
Dalej mamy Koti-ikävä, czyli Skażony dom lub Homesick. To jeden z najbardziej przygnębiających, nienormalnych, mieszających w głowie filmów i na pozór jest zwyczajny. Sami trafia do szpitala psychiatrycznego, ma złamaną rękę i nic nie mówi. Ma tam pozostać jakiś czas, ale gdy matka chce go zabrać, odmawiają jej. Gdy przyjeżdża po syna po raz drugi, on sam chce zostać. Jednak z retrospekcji wyłania się obraz domu, w którym to Sami musi opiekować się niezrównoważoną matką. Niestety, na wypadek, gdyby ktoś to chciał obejrzeć, nie powiem więcej. To nawet nie kwestia niespodzianki, a przeprowadzenia filmu.
Oraz Musta jää, czyli Black ice albo Czarny lód. Niby zwyczajna historia, gdzie zdradzona kobieta chce się zemścić na kochance męża. Jest w tym jednak coś... ten typowy, fiński humor. Chociaż przyciężkawy, chociaż czasem głupi. Finowie najwyraźniej nawet w dramacie nie mogą dodać odrobiny fińskiej ironii. Niewątpliwie plusem jest duża ilość śniegu.
Niestety, filmy fińskie wchodzą na ekrany (jeśli w ogóle) to pod angielskimi tytułami i z dołączonymi napisami angielskimi, które widać zza polskich, a o polskich tytułach dowiedziałam się znacznie później z filmweb.
Hm, hm, ale powiem, że Leona Zawodowca nie znoszę. Ani Matyldy ani Leona, lubię tam tylko Stansfielda, który nawet mnie zainspirował do stworzenia postaci wariata, który zwiał z wariatkowa, hm, hm.
A, w zasadzie dodam jeszcze X-men za Wolverine'a. I z Bondów A view to a kill, znane u nas jako Zabójczy widok. Za Maxa Zorina. Bo był blondynem. Od czasu, gdy obejrzałam ten film, bojkotuję wszystkie Bondy. Bo kibicowałam Zorinowi. Straszny sukinsyn. Ale i tak... hm. No, blondyn.
Ostatnio zmieniony przez Pokrzywa dnia Pon 10:05, 29 Cze 2009, w całości zmieniany 6 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|